Jak się zaczęło

Nasz malec był wyjątkowy od samego początku.
Był wyjątkowo piękny, wyjątkowo grzeczny i wyjątkowo niechorowity. Nowe umiejętności nabywał książkowo, był zainteresowany wszystkim co się wokół dzieje. Odkąd nauczył się przemieszczać, przemieszcza się nieustannie. Usposobienie ewidentnie po tatusiu: rozbrykany i wszystko po swojemu. Przyjęliśmy taki stan rzeczy, że Wojtuś po mamusi spokojnym dzieckiem nie będzie.

Gdy mały skończył rok, zaczęliśmy się niepokoić. Wojtek nie reagował na swoje imię, nie pokazywał palcem, tylko całą ręką, albo naszą ręką.

Gdy skończył półtora roku zaobserwowaliśmy kolejne niepokojące zachowania. Układał samochodziki w szeregu, zaczęły się pojawiać fiksacje wzrokowe, brak rozumienia mowy, mówił wyłącznie po swojemu.

Długo zwlekaliśmy, długo się zastanawialiśmy, słuchaliśmy uspokajających rad, jakich nasłuchali się wszyscy inni młodzi rodzice. Wojtuś też swoją osobą potęgował nasze dylematy. Często nas pozytywnie zaskakiwał i w takich chwilach myśl o autyźmie odsuwała się na bok.

Ostatnim punktem kontrolnym były drugie urodziny. Zdecydowaliśmy, że nie ma co dłużej zwlekać. Nasiliły się stymulacje, kontakt wzrokowy stał się bardzo ubogi. Wojtuś zapomniał niektórych nabytych umiejętności. Rozumienie mowy nadal było na niskim poziomie, wciąż mówił wyłącznie po swojemu.

Wojtuś mimo, że jest obok nas, myślami jakby był daleko... Uśmiecha się do nas, lecz gdy oddalimy się, uśmiecha się nadal. Jakby bez różnicy do kogo lub czego. Ale to dalej nasz synek, dlatego nie ważne jak daleko mu do naszego świata, codziennie walczymy by był bardziej "tu" a nie "tam".

W grudniu 2012 po paz pierwszy usłyszeliśmy diagnozę autyzm.
W marcu 2013 kompleksowa diagnoza w Ośrodku Wczesnej Interwencji potwierdziła wcześniejsze rozpoznanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz