poniedziałek, 2 czerwca 2014

Dzień mamy, dzień Wojtka

Zebrało nam się kilka świąt w ostatnim czasie. Najpierw moje, potem dziecięcia a jeszcze i z Małżonkiem będziemy świętować kolejną rocznicę ślubu :)
Tegoroczny Dzień Matki zapamiętam na dłuuugo. Dostałam piękne plastelinowe serduszko od Wojciecha - przedszkolną laurkę i kwiatka. I dostałam w kość. Autentycznie, nigdy się tak nie zmęczyłam jak tego dnia. Co prawda na rano, gdy Wojci był w przedszkolu zaplanowałam generalkę jego pokoju, co w 80% udało mi się wykonać. Ale poty wylane przy pucowaniu mebli i podłogi to pikuś przy samym Maestrze! Po powrocie robił tyle szumu wokół swej osoby, a każda moja próba oddalenia się kończyła się protestem. Upatrzył sobie moje nogi za swój cel. Chciał się przytulać. Ja przecież wyrodna nie jestem i czułości daje tyle ile Smerf potrzebuje. (Bo mój autik potrzebę czułości ma Ogromną.) Ciągle mnie gdzieś ciągał, coś chciał nie wiedział co, albo też chciał coś czym nie wolno mu się bawić. Marudził po prostu. A ja tego dnia czułam się jak wymięta gazeta. Wieczorem usypiałam dziecię z głupim uśmiechem na twarzy, że ten dzień się skończył. A następnego zrobiłam sobie prawdziwy dzień matki i całe trzy godziny, gdy mały był w przedszkolu byczyłam się.
Święto Dziecka Wojciecha było zdecydowanie bardziej udane. Mały był w dobrym nastroju. Planując dziecku rozrywkę Smerfny Tata wywróżył, że place zabaw tego dnia będą bardzo oblegane (nasza pierwsza myśl to hula kula). Ale co Smerfiki lubią bardziej niż place zabaw? Basen. I tak też się stało. Niczym rodzina zahartowana duchem sportu z okazji Dnia Dziecka pojechaliśmy na basen. Tata i Syn zażywali kąpieli a ja czerpałam radość z patrzenia na nich przez szybę w kawiarni. Dzień zleciał ogólnie bardzo rodzinnie, przyjemnie. Oby jak najwięcej takich.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz