
Wojtuś zanim jeszcze nauczył się przemieszczać był bardzo ciekawy świata. Obracał główkę, przyglądał się wszystkiemu będąc na rękach, a nawet nami kierował tam, gdzie chciał. No i jak już sam nauczył się być w ruchu, w tym ruchu pozostał. Najpierw był ciekawski, potem aktywny, jak żywe srebro, jak mały nadpobudliwiec, a teraz po prostu autik. Zawsze w ruchu, zawsze na oku.
Dzieciaki z autyzmem mają to do siebie, że nie rozumieją niebezpieczeństw związanych z niektórymi swoim zachowaniami. Nie skutkują tłumaczenia, bo mają problem ze rozumieniem mowy.

Sama mówię "nie wolno", bo to akurat Wojti rozumie i zaprzestaje podejmowanej czynności. Ale sama nie wiem ile razy w ciągu dnia to mówię, kiedyś policzę....
Wracając, nawet jeśli zrobią sobie krzywdę raz, czy drugi, to ich nie zniechęca i dalej robią swoje. Dlatego wchodzenie na krzesła, regały, stoły, wspinanie się po otwartych szufladach, skakanie na łóżku, wspinanie na parapety, wszystko to mamy już za sobą i przed sobą.

Oczywiście nie można bawić się tak aktywnie w nieskończoność :) Odkąd Wojtuś nauczył się przemieszczać, nauczył się także bawić w przemieszczanie. A dokładniej przesuwanie i przekładanie samochodzików. Najpierw układał je w korek, a potem przenosił ten korek w inne miejsce po jednym samochodziku. Jeździł też tymi samochodzikami, ale nie ważne czy oponami w dół, czy w górę i czy to był samochód czy szczotka do włosów. Akurat samochody się częściej trafiały. Mimo, że nie jest to prawidłowe, to jest to Wojtalkowa zabawa i lubiłam, gdy potrafił się czymś zając, cieszyło go to, więc mnie także i był to czas, gdy miałam chwilę dla siebie. Inną przemieszczaną zabawą było przekładanie koralików w drewnianych kolejkach jak mula z ikei. Ma 3 takie zabawki i każdą obdarzył godzinami swojego zainteresowania :) Zabawą nieprzesuwaną było oglądanie i czytanie książeczek zwłaszcza rymowanych. Tym się też z nami dzielił bo przecież ktoś musiał to czytać :) Inne zabawki też go zajmowały, niestety wyżej wymienione rządziły i już.

Przez ostatnie kilka tygodni zauważyłam, że przestały go interesować samochodziki, książeczki i mule. I tak się kręcił i snuł bez celu i pomysłu na siebie. Nie potrafił się zająć dłużej czymś co mu podsuwaliśmy, a nam się serce krajało. Kiedy w święta wróciliśmy do domu, czułam się tak źle, że musiałam poleżeć w łóżku. Ale jak tu z łóżka mieć nadzór nad naszym ruchliwcem? Dać mu kartki i powiedzieć porysuj mama źle się czuje i zostanie w łóżku? No to nie w stylu Wojtka :) Ale mały mnie zaskoczył! Zaczął się znów bawić tak jak kilka tygodni temu. Mula, książeczki. Widać, że jak trzeba to i Wojtuś potrafi :) Znowu aktywność przerywa zabawa i jakoś znów łapie to równowagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz