Po wizycie u okulisty przed Wojtkiem nowe wyzwanie. Zakraplanie oczu atropiną. Dużo strachu, bo to trucizna, ścisłe zalecenia odnośnie stosowania i ostrzeżenia przez pogorszeniem zachowania dziecka. Z zakraplania sprytnie wybrnęłam, bałam się reakcji Wojciecha, bo nie dość że z daleka nie widzi to i bliż miał rozmazaną. Klasycznie już po raz kolejny nas zaskoczył. Z atropiną czy bez, Wojcieszko śmigał po domu aż miło patrzeć, bawił się, żadnych efektów ubocznych. To nam dało do myślenia, jak on musiał się przystosować do życia ze swoją wadą wzroku (przypomnę -6 i -7), że prawie nie odczuwał skutków działania atropiny. Jestem pod wrażeniem, ja bez okularów nie jestem w stanie funkcjonować. Mam porównanie na własnej skórze i tym bardziej podziwiam mojego synka.

Po atropinie czas na kolejną wizytę u okulisty. Wada wyszła troszeczkę mniejsza i Wojti dostał drugą receptę na okularki, które też pojechaliśmy następnego dnia wybrać. O zgrozo! Cóż z nas za wyrodni rodzice, zmuszające dziecię do przymiarki oprawek na siłę niestety. Oczywiście brudna robota spadła na mnie. Ludzie patrzyli na wyjącego Wojtka i nas brutali, pracownicy tłumaczyli, że niektórzy rodzice przychodzą po kilka razy oswajać dziecko, zakładają misiowi, bawią się w opowiastki czyli robią różne pierdółki, których moje autystyczne dziecię i tak nie zrozumie więc sory, oswajać to ja go będę w domu jak już będą gotowe ze szkłami. Tak więc trzymając Wojtusia pani optyk wybrała te co najlepiej leżą mu na nosku a my z tego dwuegzemplarzowego grona wybraliśmy oprawki. Mały w założonych oprawkach darł się niesamowicie, nie otworzył nawet w nich oczu i miał straszny wyraz na twarzy więc ciężko było dobrać odpowiednie. Sama nie wierzyłam w sukces tej operacji. Ale gdy już odebraliśmy je i założyliśmy na mały nosek... Powtórka z rozrywki. Wojti płakał na sam widok okularów i ciskał nimi o ziemię. Ale mimo tak trudnego początku, o dziwo, jakoś poszło i z dnia na dzień nosi coraz dłużej. Oczka się przyzwyczaiły do szkieł i nawet sobie poprawia jak się zsuną z noska. Ufff na prawdę odetchnęłam z ulgą. :)
Jutro rozpoczynamy Świąteczny Maraton :) Jako że my młodzi, przejmujemy pałeczkę i to my jeździmy po rodzinach:) A że rano wyjeżdżamy, prezent na Wojtulka już dziś czekał pod choinką. Cud, że doszedł przed świętami, a że jak już doszedł to niech sprawi radość dziecku :)
A z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim dużo ciepła, miłości, spokoju i radości dzielonej z bliskimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz