poniedziałek, 17 marca 2014

Nie ma sielanki

Po turnusie wpadliśmy w wir codziennych spraw. Wojtek chodzi do przedszkola już czwarty tydzień i do tej pory nie złapał nawet kataru. Wiosenna aura nam sprzyja (nie licząc wichury), podobnie jak to, że mały chwilowo nie jest na diecie. Widzę w tym plusy. W końcu przybrał trochę na wadze i buzia mu się zaokrągliła. W przedszkolu je to co wszystkie dzieci, nie muszę mu już zostawiać wyprawki :) Wojtusiowi przedszkole najwyraźniej się baaardzo podoba, co widać po szerokim uśmiechu kiedy się rano ubiera i fakcie, że kiedy przekraczamy magiczną furtkę przedszkola Wojti odstawia moją osobę na dalszy plan. Dużo dalszy plan, mianowicie do 12.30 bo wtedy go odbieram :) Ani razu nie miał oporów przed wejściem do budynku, a to chyba świadczy, że dobrze się tam czuje. A jeszcze bardziej od przedszkola kocha tamtejszy plac zabaw. Codziennie próbuje mi tam uciec z różnym skutkiem. Taak. Nadeszła era podwórka! Sezon na harce na świeżym powietrzu mamy oficjalnie rozpoczęty i uhonorowany pierwszym wlezieniem w psią kupę. Co oznacza że Wojciech intensywnie eksploruje podwórze. Po turnusie nazbierało nam się kilka ważnych i masa mniej ważnych spraw do załatwienia. Przede wszystkim zapisaliśmy Wojciecha na drugi turnus. Tym razem w góry, również na tydzień. Wybraliśmy ośrodek Michałkowo. Cenowo rewelacyjnie. Bo taki mamy zamysł, aby turnus małego połączyć z rodzinnym urlopem którego nie mieliśmy od... nie mieliśmy jeszcze wcale. Tatko Wojtka stanął w pracy na głowie, żeby załatwić sobie urlop i to przed Wielkanocą. Bo jedziemy w połowie kwietnia. I broni go niczym rycerz :D Tak więc cała nasza rodzina cieszy się na pierwsze wspólne wczasy wiosną w górach :) Na turnusie elfowym nie mogliśmy sobie na to pozwolić ze względu na ogromne koszty jakie hotel życzył sobie za nocleg i wyżywienie. A tam? Kolosalna różnica. Ale... trzymamy kciuki, żeby nic ważnego nie wypadło nam w tym terminie. A kwiecień mamy dość napięty. Sprawą o wyższej randze było też złożenie wniosku o dofinansowanie do turnusu. Zebrałam dokumenty, odwiedziłam naszą lekarkę, wszystko gotowe zaniosłam do PFRONu i po powrocie rozpaliłam tymi dokumentami w piecu... Tu brakuje tego, a to trzeba jeszcze raz poprosić lekarza o zmianę zapisu itp itd. A co najważniejsze, znalezienie dobrego miejsca ma turnus graniczy teraz z cudem. Tam gdzie chcę jechać, akurat tak się złożyło, że dofinansowania na autyzm dać nie mogą. A w inne niesprawdzone miejsca tracić pieniędzy nie będę. Odnoszę wrażenie, że autyzm i terapia małych dzieci ogólnie jest jakiegoś rodzaju nowością, bo przepisy są skonstruowane w ten sposób, że takich cudów wianków jakby nie obejmują. Podobnie z wczesnym wspomaganiem o które się teraz staramy (na nowo). Tym razem przez przedszkole i trzymamy kciuki, żeby się udało.
A żeby jeszcze nam życie urozmaicić, Wojtusiowi popsuły się ząbki, bardzo szybko jakoś. Przy każdej okazji kiedy się szerzej otwiera zaglądam i kontroluje. Obie piątki i czwórki dolne mają plamki o zgrozo. W dodatku od wczoraj ma napady bólowego-płaczu :( Przed nami pierwszy raz u stomatologa niestety dopiero pojutrze. Dzięki Bogu na razie pomaga mu nurofen. I długo jest spokój. Oby się tylko dało bezwiertłowo. Wybrałam trzy miejsca w razie czego. Zależne od tego jak dr oceni Wojciechowe ząbki i jak mały będzie współpracował. Mam dreszcze na samą myśl... Naprawdę... 
Ten wir codziennych zajęć i spraw przytłoczył mnie kompletnie, wypompowałam się jakoś z energii, a nawet magnez brać zaczęłam. Wieczorami nie zawsze mam siłę siadać do komputera, a przy tym też jest trochę roboty, zwłaszcza przy aukcjach. Prędzej rozłożymy z Mężem łóżko w salonie owiniemy się w bety i włączymy jakiś film na dvd (bo nie mamy televizji:) i przyśniemy zanim się na dobre rozkręci. O ironio! A kiedyś śmiałam się z ludzi co o 20 spać chodzą!

1 komentarz: