Długo nie pisałam. I to z dość banalnej przyczyny. Byłam zmęczona :O Wojtuś ostatnio często budzi się w nocy, na kilkanaście minut lub kilka godzin... Do tego moje parcie na pilnowanie, żeby się nie odkrywał w nocy, bo Wojciech wydaje się być uczulony na kołdrę i każde inne okrycie. Sen mam więc taki że nijaki. Wieczorem nie mam już siły żeby usiąść i naskrobać coś co miało by sens. Chociaż dużo się działo w życiu Wojtusia i chciałabym się tym podzielić.
Rzadko wchodzę na Facebooka, a jak już wejdę zalewają mnie wpisy matek świeżo upieczonych przedszkolaków, jak to się martwią o swoje maluchy i jakie są dumne. Ja byłam za to dumna, że moje dziecię będzie chodziło do przedszkola już drugi rok. Bez płaczu, z uśmiechem na ustach każdego dnia. O jakie było moje zdziwienie jak Wojciech wrócił do przedszkola po wakacyjnej przerwie i po kilku dniach zwykłej, dobrej passy zaczął się Koszmar. Wojti zaczął płakać w szatni i nie chciał wejść na salę. Płakał na prawdę gorzko i głośno. Kazał się ubierać z powrotem i chciał ze mną wyjść. Pomyślałam, że przecież może mieć gorszy dzień. Poczekałam aż się uspokoi i zostawiłam go w przedszkolu. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Zaczął płakać już w samochodzie, podczas zapinania w foteliku, zakładania butów w domu i już w końcu na me słowa, że jedziemy do przedszkola... Zawsze zostawałam, dopóki nie przestanie płakać. Konsultowałam to nawet z psychiatrą u której byliśmy przy okazji (zasugerowała przemęczenie i nadmiar bodźców). Rozmawiałam z dziewczynami z przedszkola, szukałam przyczyny (ale nic traumatycznego się nie wydarzyło). Serce mi się krajało, czarne myśli krążyły mi po głowie. Już byłam bliska zrobieniu dziecku małej przerwy od przedszkola, aż tu pewnego razu w piątek nie płakał w domu, przy ubieraniu, w trakcie jazdy, pod przedszkolem, a przekroczywszy magiczną furtkę pobiegł do drzwi z uśmiechem dojrzałam promyk nadziei. Nie płakał w szatni. Poszedł sam na sale. Wszystko wróciło do normy i póki co jest dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz