
Pogoda wyjątkowo nam dopisała, zarówno w domu jak i nad jeziorem. Było bajecznie. A dziś? Szaro, buro, październikowo. Dlatego koniec wakacji na prawdę daje się odczuć :)
Urlopowe cele zrealizowaliśmy w 100%. Odpoczywaliśmy w domu, Wojti chlapał się w basenie, spędziliśmy kilka dni u dziadków, a potem kilka dni nad jeziorkiem. Czy to były mazury? Nie. Góry? Nie Może morze? Nie. Nasze pierwsze rodzinne wakacje spędziliśmy w centrum Polski, w okolicach Bełchatowa nad malowniczym jeziorkiem z kominami elektrowni w tle. Właściwie to zalew był. Wybór miejsca wypoczynku to nie prosta sprawa. Wojciech wodne stworzenie musi mieć zapewniony stały nienaruszony dostęp do wody. No i co tu zrobić jak w morzu zimno, a nad jeziorem może padać... Co zrobić gdy woda jest w zasięgu ręki a dziecko nie może do niej wejść. Wymyśliłam i jestem z siebie dumna. Pojechaliśmy do hotelu z basenem nad jeziorem. Szał ciał. A że takie wakacje bywają drogie, poszukaliśmy sobie na gruponie. I udało się. 3 godziny od domu z pełnym wyżywieniem za nieduże pieniądze. Wojciech moczył się w basenie 2 razy dziennie. Z jeziora nie korzystaliśmy często :) Bo basen był na prawdę fajny. No i te zjeżdżalnie. Dla maluchów 10 metrowa do brodzika. No i 100 metrowa z której również zjeżdżaliśmy z Wojciechem :) Mały był przeszczęśliwy. I o to chodziło.
Poradziliscie sobie z treningiem czystości?
OdpowiedzUsuńNie. Wojti posikuje co chwila, będziemy więc próbować z majteczkami treningowymi.
UsuńCo za cisza?
OdpowiedzUsuńWytłumaczyłam się w nowym poście :)
Usuń