poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Cudowne, radosne Święta

Czas Świąt nie jest dla nas łatwy, dużo się dzieje i Wojtuś jest bardziej drażliwy. A ja bardziej od niego. Nie czuje świąt, czuje niechęć do świętowania. Potrzebuje spokoju wręcz  świętego. Muszę dużo sobie poukładać, a jeszcze tyle spraw do załatwienia. Ostatnie pół roku wywróciło nasze życie do góry nogami, zaczęła się gonitwa, wyścig z czasem o naszego maluszka.

Przed samymi świętami Bożego Narodzenia psychiatra potwierdził moje podejrzenia. Co innego coś podejrzewać, a co innego, gdy ktoś obiektywny to potwierdza. Wiedziałam to już pół roku wcześniej. A i tak morze łez wylane. Czy muszę pisać w jakim nastroju spędziłam tamte święta? Zaraz po świętach pędem na diagnozę do OWI, kolejna trójka po 5 minutach stwierdza to samo... Potem Sylwester. Kompletna porażka. Nastrój iście zabawowy. Małżonek miał dobre intencje, pojechaliśmy do jego znajomych. Ktoś jednak zadał niestosowne pytanie "jak Wojtuś się ROZWIJA?" a Małżonek na to "DOBRZE". No coś we mnie pękło. Musieliśmy się ewakuować, bo mnie k*wica trafiła.

A ta Wielkanoc. Wojtek złapał przeziębienie biedaczek, pobierało go już wcześniej aż w końcu rozłożył się na całego. Później zaraził babcię i mnie. Nikt już nie mial siły za nim latać. I jeszcze musiałam oddać magisterkę promotorowi, więc było napięcie spore tak jak spore były moje zaległości. Niby blisko końca a pisania jeszcze więcej. Jednym słowem Wielkanoc pod znakiem nerwów i choroby. Ale za to jaki śmigus dyngus! Pralka nam przeciekała, zalało łazienkę dwukrotnie. A narzekają, że wody nie ma do chlapania tylko śnieg leży a tu proszę tryskało, aż miło patrzeć jak Małżonek walczy dzielnie z ciśnieniem w rurach. Świątecznie i tym razem w naszym domu nie było. I motywacji ku temu nie było.
Brak słońca działa jeszcze bardziej przygnębiająco.

Świętować za to na pewno będę każdy sukces mojego Wojtalka. Na to radości nigdy nie zabraknie.

Rok temu
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz