niedziela, 6 marca 2016

Szybko

Kiedyś, gdy jeszcze mieliśmy dostęp do kablówki i MiniMini usłyszałam bardzo mądrą dziecięcą piosenkę. Jej tytuł to bodajże "Szybko", a leciało to jakoś tak: "Szybko zbudź się, szybko wstawaj... szybko zęby myj i ręce... szybko tata na nas czeka, szybko tramwaj nam ucieka... szybko, szybko bez hałasu, na nic nigdy nie ma czasu". No bo tak teraz często życie wygląda, to dziecięce niestety również. Zwłaszcza rano w domu mamy młyn. Specjalnie wstaję parę minut wcześniej, by wypić poranną kawę jeszcze w pewnym spokoju, a potem do biegu, gotowi.... szykowanie, budzenie Wojciecha, jeszcze przytulasy w łóżku, bo jak dziecko wstanie niedopieszczone to będzie emanować negatywną energią. Ubieranie, toaleta, pakuj plecak z pożywnym drugim śniadaniem i gwóźdź poranka - nakarmić Smerfa. Po ojcu odziedziczył "ściśnięty żołądek" z rana, więc zazwyczaj raczy coś tylko skubnąć. Jak zje parówę to sukces. Jeszcze małe bujanko po posiłku, a ja w tym czasie doprowadzam się do wyglądu a'la homo sapiens, zbieramy klamoty i do auta w 26 minutową podróż. A i tak jesteśmy spóźnieni. Zazwyczaj :) Po powrocie z przedszkola również jest na szybko. Wojti zazwyczaj jest już trochę głodny i z niecierpliwością zagląda mi w gary, a w między czasie jeszcze piciu, mamo chodź mi coś "da". Sprint kończy się po obiedzie. czyli tak ok 16.30. Te codzienne młynki nie wyglądają oczywiście jak film przewijany do przodu x2 i nie panuje wśród nas atmosfera jak w Hell's Kitchen to jednak jest ten lekki pośpiech i napięcie. Czasu dla siebie nie mamy tyle ile byśmy chcieli, a przecież żyjemy raczej normalnie, raczej jak tysiące przeciętnych rodzin. Jak nie miliony.
Po południu każde z nas chce odpocząć, Małżonek po pracy, Wojciech po przedszkolu, ja po hmm... ciągłym robieniu czegoś. I każde chce odpocząć po swojemu. Ale jako żona i matka nie legnę w kącie z książką mając moją familię w poważaniu. Kursuję między mężem i kawą, Wojciechem i jego osobliwymi zabawami, coś może sprzątnę i może uda mi się obejrzeć kawałek Castla. Potem przychodzi taki czas wieczornych wygłupów, łaskotania i śmiechu. Potem znów indywidualnie. Usypianie Wojciecha to długi proces z dużą dozą czułości i przytulania, tak jak rano x 5. I tak do 22. Potem czas złapać kawałek filmu z mężem. Czasem jednak zdarza mi się nie dotrwać i padam razem z Wojtim. Jedyne wolne chwile dla siebie mam jak Wojtuś jest w przedszkolu, jak już zrobię ok 60% tego co sobie zaplanuje, bo kiedyś i ja przecież muszę legnąć w kącie z książką i mieć wszystko w poważaniu.
I tak lecą dni, nawet się nie obejrzałam a już mamy marzec! A ostatni wpis ponad 2 miesiące temu.

3 komentarze: