poniedziałek, 13 maja 2013

Dieta? Czy to w ogóle możliwe?

Gdy po raz pierwszy usłyszałam o wpływie diety bezkazeinowej i bezglutenowej na zachowanie dziecka z autyzmem, szczerze współczułam rodzicom tych dzieci. Co tu dawać jeść takiemu maluchowi? Mięso i warzywa, no dobrze to na obiad nie odbiega od normy, ale co ze śniadaniami i kolacjami. Samemu piec chleb, w dodatku z mąk trudno dostępnych na rynku. Bez mleka, nabiału, przetworów i czegokolwiek co mleko zawiera w jakiejkolwiek postaci. Nasz klimat nie służy takiej diecie. Świeże i zdrowe warzywa i owoce cały rok? Tylko latem. Trzeba gotować oddzielnie dla dziecka, studiować etykiety produktów, pilnować, żeby czegoś nie skubnęło, czego nie wolno. I odmów dziecku ciasteczka na urodzinach...
W tamtej chwili pomyślałam, że chylę czoło wszystkim rodzicom, którzy się tej diety podjęli. Diety, którą mój Małżonek kucharz określił jako "no co ty, żartujesz?"
Teraz sama wprowadzam dietę Wojtusiowi i życzę sobie wytrwałości, a dziecku smacznego jedzonka.

Zalety jej stosowania, zauważalne zmiany w zachowaniu dziecka, na lepsze oczywiście, są warte każdego mojego wysiłku. No i nie tylko mojego, ale też naszych najbliższych, pilnujących jej zasad goszcząc naszego Smerfa. Co dla mnie ważne, polecają ją nie tylko obce mi osoby, których wypowiedzi można znaleźć w internecie, ale też mamy, które znam osobiście. Dzięki nim nie patrzę na dietę bm, bg z dystansem, ale wręcz to one przekonały mnie, by podjąć taką interwencję w naszym domu.

Tak więc...
Od początku maja Wojtuś jest na diecie bezmlecznej. Liczyłam na małą zmianę zachowania, wyciszenie, mniej biegania w kółko, głośnego śpiewu, walenia łapkami w co popadnie. Ale nie liczyłam na cud. Wiedziałam, że na efekty trzeba poczekać. Dietę wprowadziliśmy stopniowo, po trochu ograniczając mleko krowie i produkty w których się znajduje. Wojciech akurat zbytnio mleczny nie był, więc ten etap poszedł łatwo i sprawnie.  Jako zamienniki podajemy mleko kozie, ryżowe i kokosowe. Wojtusiowi smakują wszystkie, więc przejście na tą dietę na prawdę nie sprawiło nam większych problemów. Jedyne czego się pilnujemy to skład produktów, jakie kupujemy.
A efekty? Szybciej niż się spodziewałam!  Wojtuś potrafi usiedzieć na kolanach, nie tak przelotnie, ale sam się ładuje i przytula tak dłużej, jakby sam potrzebował więcej bliskości. Nie biega w kółko, nie hałasuje, nie trzepie rękami. Jednym słowem wyciszony. I bardziej obecny. Jak na pierwsze kilkanaście dni jestem pod wrażeniem. Zwłaszcza, że największy sprawdzian miał miejsce w poczekalni w CZD, gdzie spędziliśmy 4 godziny, a z Wojtkiem nie było najmniejszego problemu. Jestem pełna nadziei, że owa poprawa się utrzyma i na prawdę zaskoczona tak szybką zmianą na lepsze. To niezwykle motywujące, że w końcu coś przyniosło efekt :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz