wtorek, 7 maja 2013

Wizyta w poradni genetycznej

Do Centrum Zdrowia Dziecka przyjeżdżają ludzie z całej Polski. My mamy 20 km. Jednak każda wizyta w poradni specjalistycznej oznacza wycieczkę na 8 godzin co najmniej. Albo mamy pecha, bo za każdym razem jesteśmy przyjmowani na samym końcu. Doświadczenie nauczyło nas więc wyjeżdżać z domu później, znacznie później :)
Dziś po raz kolejny musieliśmy stawić się w poradni genetycznej. Wojtuś i my, rodzice wzięliśmy udział w projekcie badawczym CZD odnośnie związku acydurii 3-metyloglutakonowej wykrytej u Wojtusia i autyzmem. Do tego standardowa procedura diagnostyczna. Mają Wojtusiowe DNA i będą badać. A my czekamy na wyniki. Jak na razie wiemy tylko tyle, że prędko się nie dowiemy czy Wojtuś ma jakiś genetyczny defekt. I o taka wizyta bezcelowa dziś, co Małżonka bardzo zdenerwowało.
Nasze wizyty są zawsze okupione nerwami i potem. Wojti jako dziecko aktywne nie usiedzi grzecznie na kolankach jak te cudowne dzieciny, które widujemy w poczekalniach. On musi biegać, chodzić po parapetach, a jak chce się go posadzić na kolanach to się pręży i koniec. Dziś Małżonek zostawił mnie samą na pastwę szaleństw Wojciecha i aż mnie ciarki przeszły jak powiedział, że on w tym czasie nasze sprawy pozałatwia. A moje cudowne dziecko zrobiło swojej mamusi niespodziankę. 3 godziny przesiedział grzecznie na kolankach tuląc się i bawiąc spokojnie ( ! ). Potem troszkę się pokręcił przy nodze. Ale bez szaleństwa, grzeczny jak anioł. Mój Wojtuś mały pobudliwiec był spokojny jak aniołek. Byłam w szoku. Chyba wyczuł klimat, że jest tylko mama i mi odpuści, albo dieta bezmleczna zdziałała cud. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz