Od 2 tygodni Wojtuś jeździ na zajęcia do nowo otwartej Sensorynki.
W naszych okolicach do niedawna był tylko jeden prywatny ośrodek, gdzie można było zapisać dziecko na zajęcia. Był logopeda, SI, dogoterapia, psycholog itp. Tylko problem pojawił się już na początku. Ośrodek jest bardzo oblegany. W sumie jako jedyny w mieście z dobrą kadrą więc cóż się dziwić. 2 miesiące czekaliśmy na miejsce na SI, potem musieliśmy jeszcze dwa kolejne na logopedę. Czekanie jest niekorzystne dla Wojtusia. Na szczęście w kwietniu otworzyły się dwie nowe placówki i do jednej z nich się przenieśliśmy.
Bardzo się bałam, mówiąc szczerze. Dopiero zdążył się przyzwyczaić do poprzedniego miejsca (okupione to było łzami) i cioci Marty, z którą już sam wchodził do sali i sam zostawał całe zajęcia. Bałam się, że nowa terapeutka tak szybko nie złapie z nim kontaktu i Wojti będzie stawiał ostry opór. Niestety, nie ma sensu tkwić w jednym punkcie, gdy w drugim godzin i zajęć do wyboru do koloru. Wojtuś potrzebuje czegoś więcej niż godzina integracji sensorycznej raz w tygodniu. I co najważniejsze dla posiadaczy jednego samochodu, godziny mogliśmy dopasować do grafiku Małżonka więc nie będzie problemu z dojazdem.
Całe zamieszanie rozeszło się po kościach. Sensorynka znajduje się w mniej formalnym miejscu, bo w domku jednorodzinnym. Wojtkowi pierwszy płacz przeszedł dość szybko i od razu się zadomowił. Poza tym jedną z nowych cioć już zdążył poznać w Poradni.
Forma zajęć też przypadła mu do gustu. Chodzi na terapię taktylną, si i logopedyczną. I po każdej z nich wychodzi wyściskany i wymasowany i spokojniejszym przede wszystkim. Ach, :) Łatwo poszło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz