Wojtek ma wakacje. W przedszkolu trwają drobne remonty, więc jest to doskonała okazja by spędzić trochę więcej czasu z dzieckiem. Ale dziecko zmieniło się w małego potworka :) Basen, woda, istne szaleństwo. Wojtkowa zabawa w wywalanie wszystkiego przewróciła dom do góry nogami. Zaczęłam się zastanawiać jak ja dawałam sobie rade zanim posłałam go do przedszkola nawet na te 4 godziny.
Jak już wspominałam mamy na podwórku basen. Stał się on istotą Wojtkowej egzystencji, chyba nawet sensem życia. Popycha go do heroicznych czynów (sam założył buty). Przekracza własne bariery (zasady, które mu wpoiłam). Ach ten basen... Dzień zaczyna się tak, że po przebudzeniu i rundce po domu Wojti rozsiaduje się na krzesełku w korytarzu i domaga się założenia obuwia. Ma cel - dwór. Po negocjacjach rezygnuje z zamysłu w miarę spokojnie. Poranne: rytuały moja kawa, jego śniadanko, ubieranie itd i ponawia próby. Wtedy, jako że jeszcze nie jest upalnie zakładamy buty i matka nadal sącząc kawę uwalnia dziecko z więzów domostwa. I tak hulaj dusza, Wojciech ma 2 życia, tzn dwa komplety ubrań, które może zmoczyć zanim wróci do domu. Bawi się tak, że wrzuca zabawki do basenu, potem je wyciąga ochlapując się ściekającą z nich wodą. Dla urozmaicenia czasem rzuca za ogrodzenie, w rów i chaszcze. Potem ganiamy się po podwórku w celu sprowadzenia łobuziaka do domu po czym ten poddaje się i wraca wydając przy tym dźwięki wyraźnego niezadowolenia. W domu następuje cykl czynności edukacyjno-rekreacyjnych oraz opiekuńczych.
Zabawa swobodna Wojtka. Przynosi wielki kosz z klockami do salonu. Siada w nim i ciska klockami po całym pokoju. Jak już kosz jest pusty, leci po pudło z drobnicą. Opuka, pokręci każdą zabaweczką i ciska. Potem weźmie sobie tablet-zabawkę, położy się na łóżku w charakterystycznej pozie udowadniając, że zdecydowanie jest synem swojego ojca.
Kiedy już wszystkie zabawki są rozsypane z pudełek w których się znajdują czas zebrać do zielonego koszyczka fanty. Drzwiczki obórki, materiałowy por, karteczka z tomkiem. Wędruje z nimi do sypialni i uważnie bada każdą z nich bycząc się przy tym na łóżku. Czasem przenosi grubsze zabawki np wszystkie wielkie drewniane. Najlepiej na raz. Może się wydaje, że to spokojna zabawa, ale ryzyko uszkodzenia ciała bądź mienia jest przy tym duże. Dodając do tego umiejętność wspinania się po meblach i otwierania zębami pojemników. Wojtka trzeba doglądać co 2-3 minuty. Inaczej grozi to zjedzeniem kawałka piankoliny lub rozmazania kopy na ścianie.
Kiedy dzień jest upalny a woda w basenie nagrzeje się wystarczająco, mam najszczęśliwsze dziecko na świecie.
Tydzień temu musiałam kupić Wojtkowi nową piżamkę i tak na szybko wzięłam jakąś ładną, kolorową w jego rozmiarze. W domu zobaczyłam napis LITTLE MONSTER :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz