sobota, 29 czerwca 2013

Test dziecięcej wytrzymałości

W połowie czerwca wybraliśmy się do OWI na standardowy pakiet wizyt psycholog, logopeda, neurolog i psychiatra. Były to pierwsze konsultacje po diagnozie, więc dla nas bardzo ważne. Mogliśmy pochwalić się postępami Wojtusia, wyjaśnić wątpliwości, zasięgnąć porady i przede wszystkim jeszcze raz pochwalić się naszymi małymi sukcesami.. Wojtuś jeszcze na diecie bezmlecznej spokojny jak aniołek więc byłam pełna optymizmu.

Na początek pierwsza atrakcja dla Wojtusia - podróż pociągiem. Mały znów mnie pozytywnie zaskoczył, siedział grzecznie na kolankach. Obok nas siedział rok młodszy chłopczyk gadający w dwóch językach z mońkiem w buzi, widać, że w żłobku mają angielski, ale nie mam się czym dołować, bo mój Smerf perfekcyjnie opanował chiński.
 Gdy dotarliśmy na miejsce na pierwszy rzut był logopeda. Wojtuś tradycyjnie sięgał po liczydła. Gdy pani mu je podała czmychnął mi na kolana i bawił się pół godziny. Kobieta w szoku ja trochę mniejszym. Postępy omówione, zalecenia również. Koniec.
Następnie - neurolog. Omawianie Wojtkowej acydurii i wyników eeg trochę mnie zaabsorbowało, więc mały miał więcej swobody, dopóki nie przyuważyłam, jak pakuje się do spacerówki dla lali. Już kiedyś Wojtalek dawał nam do zrozumienia, że nie za bardzo rozróżnia wielkości i tego gdzie jego pupka może się zmieścić, a gdzie nie. Tym razem usilnie próbował posadzić się na plastikowym wózeczku, który raczej nie wytrzymał by jego wagi. Trochę się obruszył faktem, że wózek jest lali i Wojtuś nie może, a i wizyta zaczynała go nużyć. Powoli robił się bardziej ruchliwy.
Kolej na panią psycholog. No i tu już miarka się przebrała. Za dużo obcych twarzy, nowych miejsc, a Wojtek zaczął się wyłączać. Zmęczenie i nadmiar bodźców robi swoje. Wojtek robi się niedostępny. Krzyki, stereotypie, bark kontaktu wzrokowego i moje słowa o tym jak jest lepiej niż było brzmiały śmiesznie na tle zamieszania jakie robił mały. Zamiast postępu widać było wycofanie kompletne. No i cóż. Rozumiem moje dziecko. Rozumiem to co się z nim zadziało i dlaczego. Niestety wizyta u psycholog była kompletną porażką, ale najważniejsze, że ja wiem jak jest i że jest lepiej. Na koniec tylko wspomniałam, że z zabaw polegających na współdziałaniu Wojtuś lubi grać w łapki, chociaż nie uczestniczy w pełni, ale potrafi się skoncentrować na zabawie do samego końca oraz trzyma rączki nieruchomo w pozycji do klaskania. Gramy w "Raz rybki w morzu brały ślub" :)  Pani psycholog na to "No to niech pani zaprezentuje". Byłam pewna, że tu i teraz to się nie uda. Ale złapałam Wojtka w locie, posadziłam na kolanach i do dzieła. Wojtuś na hasło -raaaz ryyybkiiii - jak zaczarowany zamilkł i podniósł rączki. No to gramy :) O taki przebłysk na zakończenie. Na koniec czekała nas niemiła niespodzianka, gdyż okazało się, że wizyta u psychiatry nie została w rejestracji odnotowana, mimo, że prosiłam o 4 specjalistów jednego dnia i upewniałam się i zanotowałam jak powinno być w kalendarzu. Ale może i na dobre wyszło, bo Wojtek zdecydowanie miał już dość wrażeń. Po powrocie do domu czas był już tylko i wyłącznie na odpoczynek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz