piątek, 7 listopada 2014

Permanentne choróbsko

Z czasoumilaczem
Za nami długa przerwa. Praktycznie pół października mieliśmy wyjęte z życia przez paskudne choróbsko. Wojtuś złapał zapalenie płuc, co skończyło się pobytem w szpitalu. Zaczęło się niewinnym katarem, potem  stan Wojtka szybko się pogarszał, aż w końcu małego łapały takie duszności, że wylądowaliśmy na SORze. Trudne chwile pełne lęku i nerwów. Nigdy wcześniej nie bałam się tak o niego. O zgrozo, nawet w wypisie napisali, że został przyjęty w stanie ciężkim! Szczęście, że tak szybko jak go dopadło to choróbsko, tak szybko go puściło. Już po pierwszej inhalacji mógł normalnie oddychać, spał całe noce, jadł za dwóch. Pobyt w szpitalu mu służył, mi może trochę mniej :) Szybko nas wypuścili, ale to nie koniec. Po tygodniu w naszym domu zapanował rotawirus. Pierwsza poległam ja, zaraz po mnie Wojtuś, a po tygodniu z opóźnionym zapłonem Małżonek. Na kontroli u pediatry ustaliliśmy, że Wojti może wrócić do przedszkola w listopadzie. Akurat wypadały jego urodziny więc dobrze się złożyło. Był tort, życzenia i było miło :) Ale w nocy męczył go kaszel i znów został w domu. I znów borykamy się z nocnymi dusznościami! ! Tym razem  mam czym podleczyć Wojtka, bo zostało nam jeszcze trochę poszpitalnych leków do inhalatora. Pediatra zaleciła nam konsultację u alergologa. Udało nam się załatwić wizytę w przyśpieszonym terminie. Diagnoza na dzień dzisiejszy to zapalenie oskrzeli z obserwacją w kierunku astmy... I znów się kurujemy, przedszkole odchodzi na bok, chociaż tym razem nie rezygnujemy z terapii, bo Wojtuś ogólnie czuje się dobrze. Najgorsze są noce, raz śpimy, raz nie :) Matce załącza się tryb nocnego czuwania, trzeba patrzeć jak płucka pracują, więc za dnia chodzę pół przytomna. Wczoraj też był nocny kryzys i inhalacja o 1 w nocy... Wojciech niestety na drzemkę się nie skusi, gdzież by tu czas tracić... Pozostaje nam wykorzystać teraz ten cenny czas, gdy mam dzieciaczka w domu i poterapeutyzować się trochę :)

4 komentarze: