środa, 22 kwietnia 2015

Czarne chmury

Czarne chmury zawisły nad Wojtkiem. Napływało ich coraz więcej, z dnia na dzień, aż stało się tak czarno, że już nie wiadomo było, czy w ogóle jeszcze napływają. Złość, płacz, tupanie nogami, drapanie, gryzienie, krzyk. Tak wyglądały nasze ostatnie dni. Płacz, krzyk i nerwy. Chciałam krzyczeć i płakać razem z nim, bo nie wiedziałam co się dzieje. Syropki takie, owakie, przeciwbólowe, srowe nic nie pomagało. Tak czarnych dni jeszcze nie mieliśmy w swojej karierze. Wszystko byle nie płakał, a i tak płakał. Odkąd się obudził nie mijało 10 minut już marudził, popłakiwał i tak cały dzień. I bywało, że noc. Najgorsza w tym wszystkim była moja niemoc. Nie mogłam się od niego dowiedzieć, co się dzieje, a jedynie snuć setki teorii spiskowych od ciśnienia po ząbki. Nie mogłam poprawić jego stanu. Myślałam o zabraniu go do szpitala... W końcu dałam dziecku trochę kawy z mlekiem. Po 3 godzinach problem sam wyszedł. Coś musiało mu mocno zaszkodzić, bo na drugi dzień wszystko się unormowało, Wojtuś się uspokoił, znów był naszym Wojtkiem. Istny obłęd. Bo niby wydawało nam się, że z brzuszkiem wszystko dobrze... W naszej codzienności nigdy nic nie wiadomo... Chociaż jedno jest pewne, psychikę trzeba mieć jak głaz.

1 komentarz:

  1. Biedaki. U nas też bywają czarne chmury niby bez powodu trwają maksymalnie godzinę czy dwie ale i tak to smutne. Jak nie wiadomo co boli.

    OdpowiedzUsuń